XIII Pielgrzymka Kajakowa Mrągowo – Święta Lipka
Jeszcze przed ósmą godziną pan Henryk był już na miejscu. Przenosi jogurty z pobliskiego domu do samochodu zaparkowanego w pobliżu pomostu. Za chwilę dojeżdża dwóch mężczyzn. Energicznie chwytają za leżące na ziemi kajaki i przenoszą je nad sam brzeg jeziora Juno. Do każdego wkładają po dwa kapoki. Po chwili praca jest już skończona. Można chwilę odpocząć. Pan Henryk Nikonor siada na ławce. Spogląda na przygotowany sprzęt. – Wszystko gotowe. Za chwilę zaczną przychodzić ludzie – uśmiecha się do siebie. Bierze w dłoń przygotowane na to wydarzenie plakietki. Łatwo jest dostrzec napis: „XIII Pielgrzymka Kajakowa Mrągowo – Święta Lipka; 06.07.2024 r.”.
– Przygotowania zawsze trwają kilka miesięcy. Trzeba zorganizować ratowników wodnych, zarezerwować kajaki, pobiegać do ludzi dobrej woli, żeby prowiant załatwić, choćby te jogurty – wskazuje na opakowania leżące w aucie. – Ale warto. To piękny czas, kiedy płyniemy powoli jeziorami, nieco szybciej z nurtem rzek. Wkoło cisza, ptaki się odzywają. Tu słychać plusk ryby. Trzciny szumią. Czasem czuć zapach tataraku. Myślę, że właśnie to przyciąga aż tyle osób, ta cisza, przyroda i myśl, że płyniesz do Matki Bożej – opowiada.
Na kilka dni przed pielgrzymką płynie wraz z kolegą Jankiem Lisem, by dokładnie przejrzeć trasę. Trzeba czasem usunąć jakiś konar, lepiej oznaczyć trudniejsze miejsca.
W tym roku na pielgrzymkę kajakową wyrusza siedemdziesiąt osób. Najmłodszy uczestnik ma siedem lat, najstarszy siedemdziesiąt siedem. – Płyniemy, by podziękować Matce Bożej za wyproszone łaski. Prosić Ją o opiekę nad nami. Wiadomo, każdy z nas wrzuca swoje intencje do kajaka. Tak płyną z nami do Świętej Lipki, gdzie składamy je u stóp Maryi – dodaje.
Pielgrzymi szlak rozpoczyna się na jeziorze Juno. Pierwszy postój jest w Kiersztanowie. Następny w Pilcu. Po przeniesieniu kajaków dopływają do Świętej Lipki. – Przebieramy się, robimy wspólne zdjęcie i idziemy na Mszę św. Później mamy wspólne ognisko, cieszymy się, że nasz trud został już pobłogosławiony i przyjęty. Bawimy się, śpiewamy, jemy ciasteczka i kiełbaski. Po dwudziestej wracamy do Mrągowa – przybliża pan Henryk.
Pierwsi wodni pielgrzymi przyjeżdżają na miejsce. Jest i ks. Wojciech Serafin, proboszcz parafii św. Ojca Pio w Mrągowie, tegoroczny opiekun duchowy grupy. Jest i ks. Robert Kaniowski, proboszcz parafii św. Rafała Kalinowskiego, który poprowadzi modlitwę i pobłogosławi uczestników przed drogą. Jest i nowy burmistrz Jakub Doraczyński.
– Jesteśmy pierwszy raz – mówi Aneta. – Potrzebujemy relacji z Bogiem – podkreśla. – I wyciszenia się – dodaje jej mąż Grzegorz. – W zaganianym świecie nie można się skupić. Problemy w domu, jak każdy. Mamy specjalne intencje, oczywiście związane z rodziną. Jest ich bardzo dużo – nie ukrywa Aneta.
– Płynę trzeci raz. Choć kolega musiał długo mnie namawiać – śmieje się Ewa. Bo tak już człowiek ma, że na początku widzi tylko trudności; że trasa długa, kondycja nie ta, a może burza będzie. – Jednak przekonał mnie. A później to się czuje, że nie może mnie tu zabraknąć. Coś jest takiego w pielgrzymkach, że kiedy raz spróbujesz, pójdziesz czy popłyniesz, to już musisz kolejny raz i kolejny raz – mówi. Ludzie, przyroda i sanktuarium Matki Bożej, cóż więcej trzeba? – Przypływa się do Maryi z tymi swoimi troskami. Przecież zawsze coś się ma. I opowiadasz Jej, mówisz i mówisz. I już jest na sercu lżej – uśmiecha się Ewa.
A ja chyba już dziesiąty raz płynę – wtrąca pan Kazimierz. – Początkowo było mniej osób. Później, kiedy ludzie opowiadali znajomym o tej pielgrzymce, że taka cudowna, cisza, Matka Boża, wracasz i to życie jest lepsze, to i chętnych przybywało – argumentuje. Wskazuje na grupę młodzieży. – I młodych coraz więcej. Dobrze, że biorą w tym udział – mówi. – Ta pielgrzymka, to piękny czas. To kontynuacja tego, co się otrzymało od rodziców, to też i bagaż własnego życia. Wchodzisz do sanktuarium, by porozmawiać z Matką. To jest Jej dom. Przecież każdy chce być bliżej Matki. Tak jest przecież i w rodzinnym domu. Tak jest i w Jej świętolipskim domu. Wtedy człowiek jest radosny – podkreśla.
Pojedynczo kajaki są wodowane. Wsiadają do nich wodni pielgrzymi. Gromadzą się wokół pomostu, na którym stoi ks. Robert. Krótko mówi, błogosławi. Po modlitwie słychać plusk wioseł. Pielgrzymi oddalają się, płyną do swojej Matki.
– Kto w tym roku się nie wybrał, zapraszam za rok. Zapraszam na wodny szlak, który wiedze do Maryi. Tu jest cisza, jest ukojenie. Tu można usłyszeć siebie, może lepiej zrozumieć. Tu są życzliwi ludzie, a każdy z nich wraca do domu lżejszy. I to nie dlatego, że wiosłując spalił kalorie – śmieje się pan Henryk. – Dlatego, że spotkał się z Matką – dodaje.
Krzysztof Kozłowski/Instytut Gość Media