Rozważanie na XXVI Niedzielę Zwykłą Rok B
XXVI Niedziela Zwykła, Rok B
(Mk 9, 38-43. 45. 47-48)
Czy to możliwe, żeby Pan Jezus stawiał poważnie te wszystkie straszne wymagania? Obetnij sobie nogi, jeśli w niedzielę nie zaniosły cię do kościoła, wyłup oko, które pożądliwie spojrzało, wyrwij język, który plotkował… ciarki przechodzą, bo nie wiadomo jak tego słuchać. Więc może jest to jakiś fragment Ewangelii do zignorowania, błąd w przekazie sprzed wieków, a nie tekst natchniony? … Ewangelię należy czytać rozumiejąc kontekst kulturowy, uwarunkowania stylistyczne i literackie, ale nigdy nie wątpiąc w to, że jest to słowo Boże do nas.
Semicki sposób wypowiadania się operował konkretem i w taki też konkretny, ale i emocjonalny sposób Jezus przestrzega nas dzisiaj przed grzechem. Sensem tego przekazu nie jest bynajmniej samoukaranie za popełniony grzech, okrutna zemsta na samym sobie. Pan Jezus uczy nas, jak możemy grzechu uniknąć. Odetnij, wyłup, odrzuć – to wszystko wskazania, aby zawczasu rezygnować ze sposobności do grzechu. Kiedy ktoś będzie się nastawiał na mocowanie się z bezpośrednią pokusą, to zwykle okaże się, że jest zbyt słaby i ulega. Kiedy jednak ta sama osoba, pomna wcześniejszych upadków, wyeliminuje już samą okazję do grzechu, zadba o to, żeby nie wystawiać się na pokusę, może grzechu z powodzeniem uniknąć.
Możemy zadać sobie pytanie, dlaczego aż tak istotna jest walka z własną słabością, skoro człowiek po grzechu pierworodnym z natury jest grzeszny, Pan Bóg zaś jest Miłosierny? Są co najmniej trzy powody, dla których ufając w Boże Miłosierdzie nad nami mamy jednak dokładać starań, żeby nie grzeszyć. Po pierwsze grzech nas samych niszczy. Nawet jeśli na krótką metę moglibyśmy widzieć w nim własną korzyść, to zawsze na dłuższą metę powoduje poważne straty włącznie z tą najpoważniejszą – zerwaniem więzi z Bogiem. Po drugie grzech jednego człowieka wpływa niszcząco na innych ludzi, jego najbliższych, a czasem zatacza naprawdę szerokie kręgi. Nie ma grzechu, który byłby tylko prywatną sprawą samego grzesznika. Zawsze traci na tym jego rodzina, grono przyjaciół, ojczyzna, Kościół. Jeśli nawet nie jest to bezpośrednio widoczne, to jednak w aspekcie duchowym jest to wręcz rażące jako czyjaś krzywda, jako brak dobra, które mogło by się dokonać. Zawsze zaciągamy też wielką odpowiedzialność za wszelkie zgorszenie, które powoduje nasz grzech. W końcu trzeci powód jest taki, że Pan Bóg jest źródłem wszelkiego dobra, a wszystko co złe, jest Mu przeciwne. Tak więc grzesząc, sprzeniewierzamy się Bogu. Dokonując swoimi uczynkami, mową, myślą, zaniedbaniem wyboru sprzeciwienia się Bogu, stawiamy się po stronie Jego przeciwnika, jakim jest szatan. Jeśli jesteśmy chrześcijanami, to winniśmy mieć tego świadomość i przeżywać własny grzech nie jak jakieś urzędowe wykroczenie, ale w kategoriach zranienia Tego, który kocha nas najbardziej.
Antidotum na grzech jest nie tylko unikanie pokus, ale też czynienie dobra: otwartość na drugiego człowieka, uszanowanie go w jego inności, zauważenie potrzeb. W imię Jezusa nasze trudy i dobre czyny, nasze ludzkie relacje i szukanie więzi z Bogiem zaprowadzą nas do wiecznej nagrody.
Arcybiskup Józef Górzyński
Metropolita Warmiński