ROZWAŻANIE NA XXI NIEDZIELĘ ZWYKŁĄ ROK B
XXI Niedziela Zwykła, Rok B
(J 2, 1-11)
Znany opis wesela w Kanie Galilejskiej jest fragmentem Ewangelii przypisywanym do święta i wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej. Dlaczego akurat ta Ewangelia przy tym święcie? Zwornikiem jest troskliwa obecność Matki Jezusa.
Wysłuchaliśmy kilku następujących po sobie dialogów, ludzkich interakcji, z których każda jest niezwykle charakterystyczna. W rozmowie z Jezusem, Maryja zwraca się do Niego jak matka do syna, ale i jak ktoś bardzo ufający w Jego ponadludzkie możliwości. Prosta informacja „nie mają już wina” jest ingerencją, aby Syn ten problem zauważył, a jednocześnie delikatną, kobiecą sugestią, ażeby jakoś temu zaradził. Ponieważ problem w obliczu wielu biesiadników, którzy oczekiwali należytego ugoszczenia, był poważny, przynaglenie to było śmiałą propozycją, aby Jezus ujawnił swoje cudowne możliwości. Prośby, czy dyspozycje wydawane z kolei sługom, również mogą budzić zdziwienie. Po pierwsze Jezus i Jego Matka byli na tym weselu gośćmi, więc w ogóle nie ich sprawą było dysponowanie służbą. Ponadto polecenie napełnienia stągwi i zaniesienia wody do degustacji staroście wesela, było tak absurdalne, że właściwie trudno zrozumieć, że owi słudzy go posłuchali. W końcu reakcja starosty na świetną jakość wina, w które została przemieniona woda z napełnionych stągwi, wyraża zdumienie zaistniałą sytuacją.
We wszystkich tych jednak ludzkich relacjach, w każdym spotkaniu człowieka z drugim, ujawnia się tu wzajemny szacunek tych ludzi do siebie. Maryja podejmuje swoje działanie, żeby zaoszczędzić kłopotu i wstydu ludziom świętującym swoje gody. Jezus czyni jawny cud – „początek znaków”, ponieważ prosi Go o to Matka. Słudzy podejmują trud nalania aż 500-700 litrów wody do stągwi na polecenie mało jeszcze wtedy znanego Nauczyciela z Nazaretu. Są Mu nadal posłuszni, ryzykując własne ośmieszenie a może nawet jakąś karę, kiedy poleca zanieść do spróbowania staroście zawartość stągwi. Starosta robi panu młodemu bardzo delikatną wymówkę, graniczącą w zasadzie z wyrażeniem podziwu. W weselnym zabieganiu, stresie, pewnie też hałasie i zmęczeniu, nikt na nikogo nie krzyczy, nikt nikomu nie robi awantur, nikt nikogo nie poniża ani nie obraża. Może właśnie dzięki temu Pan Bóg chce i może wkroczyć, okazując swoją moc w Jezusie, jakże konkretnie pomagając w ludzkim kłopocie…
Cała sekwencja wydarzeń podczas wesela w Kanie była zaskoczeniem, dla wszystkich osób w nich uczestniczących. Nikt takiego rozwoju wypadków wcześniej nie zaplanował, włącznie z Panem Jezusem, który w pierwszej reakcji na prośbę Matki właściwie jej odmawia, mówiąc „jeszcze nie nadeszła godzina moja”. Ostatecznie jednak uważność Maryi, jej śmiała interwencja u Syna i dyskretne dalsze pilotowanie sprawy doprowadziły do zażegnania kryzysu. Można i warto to odczytać, jako wskazówkę do śmiałego wyrażania swoich próśb we wszelkich tarapatach, w jakie niespodziewanie popadamy, we wszystkich istotnych ludzkich potrzebach i skutecznego wstawiennictwa Maryi jako naszej orędowniczki.
Arcybiskup Józef Górzyński
Metropolita Warmiński