Rozważanie na XIX Niedzielę Zwykłą Rok B
XIX Niedziela Zwykła, Rok B
(J 6, 41-51)
«Ja jestem chlebem, który z nieba zstąpił». Pan Jezus definiuje siebie na różne sposoby, m.in. jako chleb życia. Przekazuje słuchaczom duchową prawdę, że jak życie cielesne potrzebuje pokarmu dla ciała, tak życie wieczne podtrzymuje w człowieku jedynie Bóg. On sam jest dla nas niezgłębiony, a wszystko co możemy o Nim wiedzieć, na ile możemy Go poznać, dzieje się za sprawą Jezusa – Syna Bożego. Z tym nie chcieli pogodzić się Żydzi, powołując się na ludzką rodzinę Jezusa. Jego Boskość była dla nich szokiem i zgorszeniem.
Nauczanie Jezusa o Eucharystii wymaga przyjęcia prawdy o wcieleniu Boga i o odkupieniu w Jezusie Chrystusie. Nie wierząc w nie, nie pojmiemy tajemnicy Eucharystii. Wcielenie pozwoliło poznać Boga w stopniu nigdy wcześniej nie osiągalnym. Uwierzyć w Bóstwo Jezusa mogli tylko ci, którzy wcześniej byli na Boga otwarci, dzięki czemu On ich pociągnął do tej wiary. Z kolei zbliżając się do Jezusa poznawali w Nim nie tylko człowieka, ale też i Boga. Odkupienie, to interwencja samego Boga, który jako jedyny ma moc wyrwania nas z mocy szatana i otchłani grzechu i przyszedł z tą mocą na ziemię jako Mesjasz-Zbawiciel. Jego zbawienie jest nam ofiarowane jako darmowa łaska, ale ostatecznie jego przyjęcie lub odrzucenie leży w rękach każdego człowieka. Na ile człowiek jest otwarty na tą łaskę, na tyle ona go ogarnia. Dzięki Eucharystii przez wiarę możemy uczestniczyć w obu tych rzeczywistościach: wcieleniu i zbawieniu. Dotykamy tajemnicy wcielenia, bo w chlebie eucharystycznym Bóg daje nam siebie. Ta Jego realna obecność wśród nas trwa i jest nawet mniej ograniczona czasem i przestrzenią niż była za ziemskiego życia Pana Jezusa. Tajemnica zbawienia w Jezusie Chrystusie, to nasze „już, ale jeszcze nie”. Ponieważ ofiara zbawcza już się dokonała raz na zawsze, ale póki żyjemy na ziemi w każdej chwili możemy ją przyjmować lub odrzucać. Już jesteśmy zbawieni, ale nie możemy w pełni zakosztować tego zbawienia bo jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa, czy chcemy z niego skorzystać.
„Jedli mannę na pustyni i pomarli”. Nie weszli do Ziemi Obiecanej, pomarli na pustyni bo szemrali i w relacji do Pana Boga zatrzymali się na znakach. Zamiast żeby znak poprowadził ich w głąb, stał się on celem samym w sobie. Ich potomkowie, współcześni Jezusowi, nie chcieli Mu uwierzyć, choć patrzyli na znaki i cuda. A znak ma prowadzić do wiary. Dojrzała wiara pozwala dostrzegać Boga poprzez znaki, ale gdy ich brakuje, ta pogłębiona wiara daje pomost do relacji z Bogiem. Gdy nazbyt fascynuje człowieka sama cudowność znaku, nie zbuduje on nigdy dojrzałej wiary. Taki człowiek uzależni się od przeżyć religijnych, od wzruszeń związanych z tą sferą i jak każdy nałogowiec będzie szukał sposobności ich zaspokajania. To jest przestroga do osobistego rachunku sumienia. Czy fascynuje mnie Pan Bóg, czy Jego dary? Czy podążam ku Niemu w wierze, a więc przy pomocy wyborów mojej wolnej woli, czy „ładuję akumulatory” emocjonalne, jak religijny łowca wzruszeń? I nie trzeba się bać szczerej odpowiedzi na te pytania, bo nawet jeśli dzięki temu zobaczymy niedojrzałość swojej wiary, to otwiera się szansa, że postanowimy to zmienić. A Pan Bóg nie zniechęca się naszą słabością i ciągle daje nam kolejne szanse na duchowy wzrost.
Arcybiskup Józef Górzyński
Metropolita Warmiński