Rozważanie na Uroczystość Chrystusa Króla Rok A
Uroczystość Chrystusa Króla, Rok A (Mt 25, 31-46)
Chrystus będzie sądził z uczynków miłości
W ostatnią niedzielę roku liturgicznego słuchamy opisu sądu ostatecznego. Choć ściśle rzecz biorąc nie jest to opis przebiegu tej zapowiadanej rzeczywistości teologicznej, ale raczej przypowieść wskazująca na kryteria, które są jej podstawą. Forma i przebieg sądu ostatecznego muszą pozostać poza granicą naszych wyobrażeń, lecz kryteria są dla nas wiążące i powinniśmy brać je pod rozwagę.
Obraz Syna Człowieczego zasiadającego w chwale, to obraz zarazem króla, sędziego i pasterza. Z historii Izraela faktycznie mogło wynikać zlewanie się tych funkcji w jednej osobie. Zanim ustanowiono króla, ludem rządzili sędziowie, a najsłynniejszy z królów – Dawid, był pasterzem. Ostatecznie jednak Królem-Panem Jedynym jest sam Bóg. To On, w swoim Synu, który przybędzie powtórnie w chwale na końcu czasów, stanie się odniesieniem i rozstrzygnięciem wszystkiego. W Jego blasku pojmiemy na nowo sens i wartość naszego życia z jego uczynkami, Jego światło ukaże nam pełnię prawdy i to, co wcześniej mogło być niedostrzegalne. To dlatego nastąpi jasny podział na „sprawiedliwych” i „przeklętych”, bo skończy się wszelka dwuznaczność, relatywizm, ujawnią się ukryte zamysły i najgłębsze motywacje.
Konstrukcja opowieści o sądzie ostatecznym w bardzo szczególny sposób uwypukla kryteria podziału na tych szczęśliwych i tych potępionych. Aż cztery razy powtarza się wyliczanka tego, co staje się zasługą lub jej brakiem. Kościół w swoim nauczaniu zauważa ten mocny akcent i podejmuje go w katechizmowej liście uczynków miłosierdzia. W brzmieniu dosłownym przyjmują one postać uczynków miłosierdzia co do ciała, ale każdy z nich ma odpowiednik w uczynkach względem ducha. A więc będziemy sądzeni z miłości. Nie z pobożności, nie z sukcesów, nie z bezgrzeszności. Nie zapyta nas Sędzia o stopień naszej doskonałości, ale o bardzo konkretne postawy, proste gesty wobec bliźnich. Co znamienne, tym, którzy idą na potępienie, nie zarzuca popełnienia wielu strasznych czynów, ale konsekwentne zaniedbywanie dobra. „Wszystko, czego nie uczyniliście” staje się powodem odtrącenia. To wielka przestroga, ale też i zachęta, aby nie rezygnować z działań pozornie błahych. Zazwyczaj nie wymaga się od nas wielkich czynów, ale właśnie zauważania wokół siebie braci, którzy są w potrzebie. Oni są nam wręcz dani, abyśmy w codziennych relacjach międzyludzkich mogli realizować nasze chrześcijaństwo. Docelowym adresatem i odbiorcą okazuje się sam Bóg. Sam przyznaje się do tych „najmniejszych” – słabych, skrzywdzonych, błądzących, niedomagających, szukających wszelakiego wsparcia. Nie gwarantuje, że owi potrzebujący będą sensownie współpracować, reagować wdzięcznością, rokować poprawę. Bez względu na to wszystko, utożsamia się z nimi i czeka na naszą miłość.
Uczynki miłosierdzia, które stają się kryterium naszego traktowania Pana Jezusa, są w opisie sądu ostatecznego powtórzone aż cztery razy. To po to, abyśmy zdążyli się tym zdziwić, podjąć refleksję i również konkretne działania – już teraz, kiedy słuchamy tej Ewangelii, a nie dopiero na sądzie ostatecznym.
Arcybiskup Józef Górzyński
Metropolita Warmińska