Rozważanie na III Niedzielę Wielkiego Postu Rok C
III Niedziela Wielkiego Postu, Rok C
(Łk 13, 1-9)
Ileż to razy na wieść o czyichś problemach reagujemy refleksją: „doigrał się”. Albo przeciwnie, z żalem stwierdzamy: „taki dobry człowiek i czemu to właśnie jego spotkało”. Mamy swoją koncepcję sprawiedliwości i domagamy się, aby rzeczywistość była z nią zgodna. W razie potrzeby w zanadrzu jest nawet teologiczne uzasadnienie tych naszych oczekiwań w postaci katechizmowej prawdy wiary: „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze”.
Prawda wiary obowiązuje, jednak nie w oderwaniu od innych. Mierzenie nią wydarzeń bieżących z naszego życia, czy też życia naszych sąsiadów, jest błędem, bo ona nie do nich się odnosi. Opisuje przymiot Boga, który, wraz z innymi Jego przymiotami, znajdzie wypełnienie w ostatecznym podsumowaniu naszego życia doczesnego. Skoro jednak taka prawda jest nam podana do wierzenia, ktoś może powiedzieć, że daje mu ona prawo do oceniania innych ludzi. Byłoby to bardzo niebezpieczne. Po pierwsze, ten ktoś zapewne nie przykłada do siebie tej samej miary, a więc nie jest w tym sprawiedliwy i uczciwy. Po drugie, wybiórcze traktowanie prawd wiary to nic innego jak herezja. Bo herezja najczęściej nie polega na wymyśleniu jakiś oryginalnych, własnych prawd i zasad, ale na selektywnym potraktowaniu objawienia. Coś pomijam, czemuś zaprzeczam, a coś innego rozdmuchuję do rozmiarów absolutu.
Pan Jezus zwraca uwagę, że wszelkie dramatyczne okoliczności, które wokół nas się dzieją, są dla nas osobiście ostrzeżeniem i wołaniem o nasze nawrócenie. Innych ludzi trzeba pozostawić Bożej Sprawiedliwości, ale w tym sensie, żeby „nie zaglądać Panu Bogu w rękaw” i nie ferować w Jego imieniu wyroków. Natomiast jesteśmy odpowiedzialni za własne życie i nieustające w nim nawracanie się. Nie można spocząć na laurach samozadowolenia. A jeśli nie kradnę, nie morduję, nie przeklinam, nie cudzołożę, nie oszukuję, chodzę do kościoła i żyję spokojnie, to czy to znaczy, że nie mam z czego się nawracać? Bynajmniej. Wystarczy zrobić rachunek sumienia z drobnych słabości i przewinień, z bylejakości, z zaniedbywania okazji do czynienia dobra, z letniej miłości do Boga i do bliźnich… Wielość takich grzechów, często przez nas przemilczanych, bo lekceważonych, odgradza nas od Boga niestety bardzo skutecznie. Jest o co zadbać, jest się z czego nawracać, a może to być tym trudniejsze, że z takimi niepozornymi grzechami jesteśmy często bardzo zrośnięci.
Przypowieść o nieurodzajnym figowcu poucza nas, że Boża cierpliwość jest rozumna. Zostawia czas na nasze nawrócenie, ale nie sprzeniewierza się sprawiedliwości. Czas życia ziemskiego powinniśmy wykorzystać na czynienie dobra. Dobro jest tym owocem, którego Bóg od nas oczekuje. I nie chodzi tu o zasługiwanie, w sensie zapracowania na wieczne zbawienie, bo człowiek i tak zbawić się sam nie może. Chodzi o podjęcie współpracy z Bogiem, który sam w nas to dobro zasiewa, pielęgnuje, pomnaża.
Arcybiskup Józef Górzyński
Metropolita Warmiński