Rozważanie na III Niedzielę Adwentu Rok B
III Niedziela Adwentu, Rok B
(J 1, 6-8. 19-28)
Jan Chrzciciel jest prorokiem jedynym w swoim rodzaju. Nie można Go ustawić w jednym szeregu ze starotestamentalnymi prorokami, choćby i największymi. Choć powinien był być rozpoznany jako nowy Eliasz, poprzedzający nadejście Mesjasza, to przewyższa Eliasza swoją misją. Prolog Ewangelii wg św. Jana zestawia tę postać ze światłem. Jan Chrzciciel nie jest światłem. To nie on oświeca, to nie on ukazuje prawdę, to nie on napełnia nadzieją. A przecież się do tego wszystkiego walnie przyczynia. „Został posłany, aby zaświadczyć o światłości”. Nikt z ludzi nie jest światłem dość przenikliwym, aby stać się wybawieniem, zbawicielem dla współbraci. Ale wielu, a Jan Chrzciciel jako pierwszy, ma misję, aby wskazywać źródło światła.
Jan Chrzciciel cały jest nakierowany na Jezusa. Na pytania o własną tożsamość odpowiada wyłącznie zaprzeczeniami: nie jest Mesjaszem, nie jest Eliaszem, nie czuje się również prorokiem. Kiedy mówi o sobie, że jest głosem wołającego na pustyni, to podkreśla, że duch jego głoszenia znajduje się niejako poza nim samym. „Głos”, to tylko uzewnętrznienie – zamysł i sprawczość nie należy do samego głosu. Ale już siła głosu, jego autentyczność, nawet sam fakt, że głos nie cichnie, to już są jego cechy. Jan Chrzciciel był więc głosem bardzo przejmującym, niepokojącym słuchaczy, zmuszającym do opowiedzenia się „za” lub „przeciw” orędziu. Ta jego siła wynikała z wielkiego pragnienia Mesjasza, które przeżywał osobiście Jan, syn Elżbiety i Zachariasza. Kiedy więc odnalazł zaspokojenie tego pragnienia, kiedy we własnym sercu rozpoznał natchnienie Ducha, objawiającego Jezusa, całym sobą zaangażował się w głoszenie.
Niedościgła i bardzo ujmująca jest pokora Jana Chrzciciela. Ten, który został później przez samego Pana Jezusa nazwany największym spośród urodzonych z niewiasty, całe swoje życie poświęca służbie i nie rości sobie praw do jakiegokolwiek ludzkiego uznania. On wie, że światłem jest Jezus, a sam chce jedynie o światłości zaświadczyć; w Jezusie rozpoznał Słowo Boga, więc pokornie staje się Jego głosem, zanim sam Jezus przemówi. To jest też rola dla nas, jako dla Kościoła: świadczyć o światłości, głosić Słowo, wskazywać na Jezusa. Rola piękna, ale można się z niej wywiązać tylko pod warunkiem służenia w pokorze.
Użyte w tekście greckie słowo „świadek” oznacza również męczennika. Jan Chrzciciel był więc świadkiem doskonałym, był nim do końca, aż po męczeństwo. A my rozważając słowo niedzielnej Ewangelii mamy je aplikować do własnego życia. Ale przecież nie przychodzi nam do głowy, że odnośnie męczeństwa zachodzi tu dosłowność – wszak nam nie grozi okrutny Herod i jego kat z mieczem i misą, aby nas skrócić o głowę. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że owszem – żyjemy w czasach męczenników i to jest bardzo realna perspektywa dla nas. Nie chodzi oczywiście o starożytne egzekucje. Chodzi o podobną determinację świadczenia, bez względu na konsekwencje. Jan Chrzciciel może być wzorem i patronem odważnego świadczenia o Jezusie. Podejmując je w różnych konkretach naszej codzienności decydujemy się niejednokrotnie na nasze małe męczeństwo. Niech więc św. Jan nas do tego umacnia i obyśmy nigdy nie zapominali, kto jest Mesjaszem, czyli jedynym Zbawicielem człowieka.
+ Józef Górzyński
Arcybiskup Metropolita Warmiński