XXVIII Niedziela zwykła. Rok A (Mt 22, 1-10)
Przypowieść o zaproszonych na ucztę
W przypowieści zawarta jest analogia do uczty Królestwa niebieskiego. Królem, który wyprawia ucztę i zaprasza gości jest Pan Bóg. Uczta weselna syna królewskiego, to Boży zamysł odkupienia. Pierwsi zaproszeni, to naród wybrany – to z nim zawarł Bóg pierwsze przymierze i w jego dziejach realizowała się historia zbawienia. Cóż więc się stało, że ci z myślą o których przygotowano ucztę, ostatecznie na nią nie weszli? Ten, który zapraszał, poczynił przygotowania, poniósł nakłady – nie zmienił swojego zamysłu. Umówieni goście okazali się jednak niegodni, bo sami zlekceważyli zaproszenie, a właściwie zlekceważyli i obrazili samego króla. Ponad wspólne z nim biesiadowanie i celebrowanie zaślubin syna, przedłożyli swoje własne przyziemne sprawy. Na zaszczytną ofertę odpowiedzieli wzgardą, a nawet przestępstwem i zabójstwem.
Kolejny nabór gości – wszyscy napotkani na rozstajnych drogach – to lud Nowego Przymierza, tak spośród Izraelitów, jak i z pogan. Nie są oni lepsi od poprzedników, są wśród nich – jak czytamy – i źli i dobrzy. Ale to, że wszyscy oni weszli na ucztę, oznacza powszechność daru zbawienia – ono jest dla każdego.
Podążając za narracją przypowieści, trzeba się z kolei zatrzymać nad tym nieszczęśnikiem, który z uczty został wyrzucony, i to jak wyraźnie jest zaznaczone w tekście, wyrzucony na zatracenie. Człowiek ten ponosi konsekwencje własnych wyborów i decyzji. Nie wystarczy znaleźć się wśród zaproszonych, aby bez żadnych własnych zasług stać się kontrahentem Nowego Przymierza. Z Bożym planem zbawienia adresowanym bezpośrednio do mnie, trzeba świadomie współpracować. Jeśli pozostając wśród weselników nie stał się jednym z nich, jeśli nie odmienił swego serca i swoich uczynków (tego stroju weselnego), to formalna tylko obecność staje się fałszywa. W końcu przychodzi czas weryfikacji i trzeba się zmierzyć z wyborem własnego serca: oprócz cierpliwości i miłosierdzia istnieje też Boża sprawiedliwość i dochodzi ona do głosu, gdy człowiek ostatecznie potwierdza swoje odrzucenie Boga. Dar wolności osoby ludzkiej, nasza wolna wola, jest Bożym darem wspaniałym i wielkim, ale można się nim posłużyć ku własnej zgubie.
Zdanie podsumowujące przypowieść, brzmi jak ostrzeżenie: „wielu jest powołanych, lecz mało wybranych”. Tymczasem jednak zawarta jest w nim również wielka nadzieja dla nas. Z pewnością znajdujemy się w liczbie powołanych. Pewność tą daje nam fakt naszego chrztu. Stajemy się w nim dziećmi Bożymi i wszyscy jesteśmy powołani do świętości. Zadanie to realizujemy na różnych ścieżkach naszego życia, w różnych jego stanach. Nie ma wśród nich gorszych i lepszych, bardziej lub mniej uprzywilejowanych – skoro powołanie do świętości jest powszechne, to wszystkie nasze szczegółowe powołania są sobie równe, choć różne. A dalej, tylko już od nas zależy, czy powołanie to potraktujemy poważnie. Czy w dniu naszej weryfikacji staniemy przyobleczeni w weselną szatę czystego serca i prawego życia.
Arcybiskup Józef Górzyński
Metropolita Warmiński