Pielgrzymi doszli na Jasną Górę

Wyruszyli 31 lipca z Gietrzwałdu. Po przebyciu 455 kilometrów dziś dotarli na Jasną Górę, by swój trud i poświęcenie wraz z niesionymi w sercu intencjami złożyć Matce Bożej Częstochowskiej. – Kończy się 41. pielgrzymka z Warmii na Jasną Górę. Jesteśmy wzruszeni i radośni, że wytrwaliśmy w tych rekolekcjach w drodze – mówi ks. Paweł Szumowski.

Rozmodleni, rozśpiewani bez względu na aurę towarzyszącą drodze. Witani przez setki wiernych, którzy oczekiwali w swoich miejscowościach ich nadejścia, przygotowywali poczęstunek, zapraszali na noc do swoich domów. Szli, zbierając intencje ludzi. Szli, niosąc swoje i te zabrane z rodzinnych domów. Szli, choć czasem ból przenikał stopy i nogi. – Grupa bardzo rozmodlona, grupa uśmiechnięta, grupa niosąca nadzieję tym, których napotykała – tak ks. Kamil Rokicki charakteryzuje pątników 41. Warmińskiej Pielgrzymki Pieszej na Jasną Górę.

Trzynaście dni, 455 kilometrów w nogach, około 700 tysięcy kroków – to krótka statystyka minionego czasu. – To wszystko za nami! Dziś dotarliśmy na Jasną Górę! – mówi pełen euforii ks. Paweł Szumowski, dyrektor Warmińskich Pielgrzymek Pieszych. – Pątnicy nie kryją wzruszenia, a także radości z faktu, że mogli uczestniczyć w tych rekolekcjach w drodze. Niektórzy szli pierwszy raz, dla innych była to kolejna pielgrzymka. To nie ma znaczenia, bo każdy pogłębiał w tym czasie relację z Bogiem. Wspólnie dążymy do świętości, a dziś kłaniamy się Matce Bożej – mówi ks. Szumowski.

– To była moja dziękczynno-błagalna pielgrzymka. Szłam pierwszy raz – mówi Anna. – Jestem szczęśliwa, bo dotrwałam do końca. Pomogła modlitwa i codzienna Eucharystia, a także Różańce. Chwile ciszy były czasem wewnętrznych rozmyślań. Dziękuję Maryi, że mnie do siebie przyprowadziła – uśmiecha się pątniczka.

Stanisław na Jasną Górę dotarł już po raz trzynasty. – Każdy rok jest inny. za każdym razem zbliżam się coraz bardziej do Boga. Prowadzi mnie Maryja – wyznaje. – Cieszę się, że po raz kolejny stanąłem u bram jasnogórskiego klasztoru. Cieszę się, że mogłem tu przynieść wszystkie troski, radości, dziękczynienia i kłopoty. Dziś złożyłem Maryi to, co mam w sercu, wszystkich, którzy prosili mnie o modlitwę – mówi wyraźnie wzruszony.

Wspomina codzienną drogę. – Wspieraliśmy się w każdym momencie. To niezwykłe doświadczenie, kiedy masz obok siebie osoby, które dostrzegają twoją słabość w drodze, widzą, że trzeba pomóc, ponieść plecak, podać butelkę z wodą, pokrzepić dobrym słowem. Dotarliśmy na Jasną Górę jako jedna rodzina – dodaje Stanisław.


Krzysztof Kozłowski/Instytut Gość Media