Misyjna działalność Sióstr Katarzynek
– To niewielka wioska. W tamtym momencie nie było tam ani prądu, ani telefonu; stan dróg pozostawiał wiele do życzenia, a chorych zgłaszało się wielu. Przybywali z bliższych i dalszych wiosek. Matki przynosiły chore i niedożywione dzieci, by w Centrum Żywienia zdrowiały i nabierały sił. Kobiety w ciąży przychodziły na konsultacje i urodzić – opowiada s. Anna Olechnowicz CSC.
– Przyznam jednak, że po usłyszeniu propozycji serce zabiło mi mocniej i pytania cisnęły się jedno po drugim. Czy trzeba jechać tak daleko? Zaczynać wszystko od nowa? A co będzie, gdy się okaże, że sobie nie radzę? Jednak po modlitwie i refleksji zgodziłam się, choć wiedziałam, że daleko mi do modelu, jaki kreśliły przed nami pierwsze misjonarki – wspomina.
Siostry na co dzień mieszkają w niewielkiej miejscowości Pagouda w diecezji Kara przy parafii Santa Maria Goretti.
– Od samego początku istnienia tej parafii siostry pracowały z młodzieżą i potrzebującymi oraz w pracy pastoralnej. Tak jest i dzisiaj. To tutaj znajdują się nowicjat, czyli etap formacji przygotowujący bezpośrednio do oddania się Panu Bogu poprzez śluby zakonne, internat dla 30 dziewcząt z pobliskich miejscowości i Dom Dziecka bł. Reginy Protmann – wymienia s. Anna.
Oczkiem w głowie s. Anny jest dom dziecka, który w 1999 r. założył nieżyjący już ks. Piotr Warzecha, długoletni proboszcz w Pagoudzie. Na jego prośbę dzieło przejęły w 2003 r. siostry katarzynki. – Zgodziłyśmy się, bo to serce naszego charyzmatu: dać miłość najbardziej potrzebującym – mówi siostra.
Obecnie w ośrodku przebywa czternaścioro dzieci w wieku od 8 do 15 lat, które są sierotami lub półsierotami.
– Pochodzą z rodzin ubogich, często doświadczały przemocy, posądzenia o czary… Ich historie na długo zapadają w pamięć. Chcemy ofiarować im godne warunki życia, miłość i radość, które mogłyby uleczyć ich serca i pozwolić im rozwijać się prawidłowo – zapewnia katarzynka.
– Dzieci chodzą do szkół podstawowych i średnich. Kiedy opuszczają ośrodek po przekroczeniu 15. roku życia, zgodnie z zarządzeniami państwa, nadal towarzyszymy im poprzez spotkania i zainteresowanie ich aktualną sytuacją. Niektóre z nich studiują, inne uczą się zawodu, jest też jeden seminarzysta – wymienia.
Na codzienność życia w domu dziecka składają się nauka, praca, modlitwa i rekreacja.
– Na terenie domu i w innych wynajętych miejscach uprawiana jest kukurydza, z której wykonywana jest pata – główny posiłek w tym regionie oraz podstawa paszy dla zwierząt. Dzieci pomagają w pracach rolniczych i hodowli drobiu, świń, kóz i baranów. Wykonują z personelem drobne prace domowe, by przygotować się do samodzielności. Kochają chwile rekreacji i sportu, szczególnie grę w piłkę nożną – opowiada s. Anna.
– Dom nie ma żadnej stałej dotacji od państwa, utrzymuje się w całości z darów ludzi dobrej woli z Polski, Niemiec i Togo. Część dzieci jest objętych programem Adopcji Serca Maitri, ale to zaspokaja jedynie niewielki procent potrzeb. Na utrzymanie domu potrzebujemy rocznie około 22 tys. euro – na wyżywienie, leczenie, ubrania, wynagrodzenie dla personelu, utrzymanie budynków i środków lokomocji, środki na uprawę roli i hodowlę zwierząt – wylicza s. Anna, mówiąc, że bardzo sobie ceni relacje z ludźmi oparte na zaufaniu i współpracy.
– Troska o szukanie pieniędzy dla Domu Dziecka stawia na mojej drodze ludzi, którzy wciąż dzielą się z potrzebującymi. Jestem dla nich pełna podziwu – dodaje.
Kto chciałby wesprzeć posługę misyjną sióstr proszony jest o kontakt: malgoolech@gmail.com.
Ks. Dariusz Sonak/Instytut Gość Media