Homilia na Mszy Krzyżma Świętego – Wielki Czwartek 2020
Msza Krzyżma 2020
Drodzy Siostry i Bracia
Przedpołudniowa Msza św. Wielkiego Czwartku, zwana Mszą św. Krzyżma, każdego roku gromadzi w świątyniach katedralnych wszystkich kapłanów poszczególnych diecezji, którzy pod przewodnictwem swojego biskupa uczestniczą w celebracji, podczas której odnawiają swoje kapłańskie przyrzeczenia i koncelebrują w Eucharystii i poświęceniu oleju Krzyżma. Podczas tej Mszy św. gromadzą się także diecezjalni Nadzwyczajni Szafarze Komunii św. oraz lektorzy i ministranci: wszyscy, którzy wypełniają swoje służebne posługiwanie na bazie kapłaństwa – bądź kapłaństwa wspólnego wynikającego z chrztu, bądź kapłaństwa hierarchicznego wynikającego z sakramentu święceń. To ci, o których mówił dzisiaj prorok Izajasz: „Wy zaś będziecie nazywani kapłanami Pana, zwać was będą sługami Boga naszego”.
W tym roku wszyscy kapłani i posługujący, podobnie jak inni wierni, włączają się w tę szczególną w ciągu roku Mszę św. jedynie drogą środków przekazu, co pozwala nam trwać w łączności duchowej w tym wyjątkowym dla każdej diecezjalnej wspólnoty wydarzeniu. Dziękuję wszystkim, którzy tę celebrację przeżywają teraz razem z nami.
W dzisiejszych czytaniach słyszymy zaskakujące słowa. Zarówno prorok Izajasz, jak i św. Jan Apostoł mówią, że Bóg tych, którzy są Jego ludem, którzy do Niego należą, wszystkich czyni swoimi kapłanami. Znaczy to, że czyni ich zdolnymi do trwania z Nim w jedności i zdolnymi do składania Mu ofiar. Jest to bowiem dar, który tylko od Boga pochodzi, który wyjednał nam Chrystus na Krzyżu i który nam przekazuje w mocy Swego Ducha. To ten sam Duch, o którym słyszymy w dzisiejszej Ewangelii, który „spoczął” na Chrystusie, a którego zmartwychwstały Chrystus przekazał swoim Apostołom, a przez nich całemu Kościołowi. Odtąd życie Kościoła toczy się w mocy tego Ducha. Nic, co stanowi życie Kościoła nie jest pozbawione tej mocy. Tego Ducha przywołuje Kościół kiedy w sakramentach chrztu i święceń przekazuje udział w Chrystusowym kapłaństwie. W tradycji Kościoła najbardziej klasycznym znakiem przekazywania Ducha Świętego był i jest, oprócz nakładania rąk, znak oleju. Dlatego na tej Mszy św. poświęcamy olej Krzyżma i błogosławimy oleje chorych i katechumenów.
Kiedy mówimy o kapłaństwie, czy to wspólnym wszystkich ochrzczonych, czy hierarchicznym, to nieodłącznie towarzyszy temu pojęciu słowo służba. Jakakolwiek funkcja, podjęta dla wypełnienia zadań wynikających z kapłaństwa, może być dobrze, owocnie spełniona tylko, jeśli jest podjęta w postawie służebnej. Wiemy, że w takiej postawie wobec woli Ojca podjął i wypełnił swoją zbawczą misję sam Pan Jezus. Często podkreślał, że przyszedł wypełnić wolę Ojca, co najmocniej wybrzmiało na modlitwie w ogrodzie oliwnym: „Ojcze, … nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie”! Nasze posługiwanie jest niczym innym jak uczestniczeniem w zbawczej misji Chrystusa w świecie, zakłada zatem uczestniczenie w Jego służebnej postawie. Właśnie ta postawa charakteryzowała wszystkich świętych. Oni są świętymi, bo naśladowali Chrystusa. Nie ma innej drogi do świętości. To po prostu słudzy Boga pragnący przede wszystkim wypełnić Jego wolę. Pamiętamy, że Matka Najświętsza sama siebie określa jako „służebnicę Pańską”.
Nikt z nas nie ma i nie może mieć pomysłu na zbawienie świata. Tym bardziej nie mamy do tego adekwatnej mocy. Taki pomysł i stosowną do jego wypełnienia moc ma tylko Bóg. Swój zbawczy zamysł objawił nam ostatecznie w Chrystusie i w Chrystusie Zbawicielu przekazał nam swoją moc, uzdalniającą do pójścia drogami zbawienia. Są to dary, które przyjąć można tylko wiarą. Wiara ta zaś wiąże się z takim przylgnięciem do Boga, czyli miłością, z której wynika pragnienie pełnienia Jego woli. Wtedy dopiero stajemy się prawdziwymi sługami Boga, wypełniającymi nasze zadania wiernie jak przyjaciel, a nie lękliwie jak niewolnik. Dlatego Chrystus do Apostołów powie: „Już was nie nazywam sługami ale przyjaciółmi”, bo w relacji do Siebie zakłada miłość i o nią prosi: „Wytrwajcie w miłości mojej”.
Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, że naszą wiarę w powyższe prawdy wyznajemy ilekroć nazywamy Boga naszym Panem. Już pierwsi chrześcijanie uważali, że prawdziwe nawrócenie wyraża się przyjęciem Chrystusa za swojego Pana. W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: Od początku historii chrześcijańskiej stwierdzenie panowania Jezusa nad światem i nad historią oznacza także uznanie, że człowiek nie może w sposób absolutny poddać swojej wolności osobistej żadnej władzy ziemskiej, ale wyłącznie Bogu Ojcu i Panu Jezusowi Chrystusowi: Cezar nie jest „Panem”. „Kościół… wierzy, że klucz, ośrodek i cel całej ludzkiej historii znajduje się w Jego Panu i Nauczycielu”. Modlitwa chrześcijańska jest przeniknięta tytułem „Pan”, czy to będzie zaproszenie do modlitwy: „Pan z wami”, czy jej zakończenie „przez naszego Pana Jezusa Chrystusa”, czy wreszcie pełne ufności i nadziei wołanie: „Przyjdź Panie Jezu!” (KKK 450-451).
Wielu z nas na dramat obecnego czasu walki z pandemią stara się spojrzeć nie tylko w kategoriach doczesnych. Tym bardziej to istotne, że ambicja człowieka do panowania nad światem, do bycia panem dziejów i historii, w takich momentach objawia swoją mizerię i śmieszność wyjątkowo sugestywnie. To niewątpliwie okoliczność sprzyjająca, aby powrócić do prawdziwego Pana. Potrzebna nam refleksja jaką podjął w starożytności naród Izraela przerażony skutkami swojego odejścia od Boga, kiedy zachęcał sam siebie słowami, które przytacza prorok Ozeasz, a które my wyśpiewamy w porannej liturgii Wielkiej Soboty: „Chodźcie, powróćmy do Pana! On nas zranił i On też uleczy, On to nas pobił, On ranę przewiąże. Po dwu dniach przywróci nam życie, a dnia trzeciego nas dźwignie i żyć będziemy w Jego obecności” (Oz 6, 1-2). Ze słów tych przebija jasna świadomość Bożego panowania nad naszym życiem i ufność, że wszelkie doświadczenie ofiarowane Bogu jest uzdrawiające i przemijające.
To, co nas dzisiaj niepokoi to pytanie, czy współczesnego człowieka stać na to, aby przestał się panoszyć nad światem? Czy potrafi uznać Boga jako Pana wszechrzeczy i zacząć żyć z zachowaniem Jego boskich praw i boskiego ładu? Czy potrafi zrozumieć i uwierzyć, że tylko na drodze zachowania Bożych przykazań odnajdzie pełnię życia i radości? Że najlepszy pomysł na nasze życie, to przeżyć je w posłuszeństwie Bogu. Jeśli tak, to przyjmie postawę sługi gotowego wypełniać wolę Prawdziwego Pana.
Obyśmy my, uczniowie Chrystusa, który będąc Panem „przyjął postać sługi, … stając się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp 2, 7-8), który w posłuszeństwie wypełnił swoją misję zbawienia świata, potrafili Go naśladować tak, aby świat odwrócony od Boga w nas dostrzegł czytelny i przekonujący przykład wierności Bogu, szczerej miłości do Boga i bliźniego i prawdziwej radości życia. Amen.
Arcybiskup Józef Górzyński
Metropolita Warmiński