Homilia na Mszy św. Pasterskiej 2020
Boże Narodzenie 2020
Drodzy Siostry i Bracia
„W owym czasie wyszło rozporządzenie cezara Augusta, …”. Tymi słowami św. Łukasz rozpoczyna opowieść o narodzinach Pana Jezusa. Wyraźnie zaznacza kontekst historyczny poprzez przywołanie miejsc i postaci oraz wydarzeń z konkretnego etapu dziejów. Jakby pragnął już na wstępie zaznaczyć, że jego opowieść jest historyczna a nie mityczna, czy bajeczna. Bo historyczność właśnie należy do samej istoty owego wydarzenia, o którym chce nam opowiedzieć. Bóg wkracza w naszą historię, w życie człowieka, staje się jednym z nas. To nie jest już tylko, jak dotychczas „wielokrotne i na różne sposoby przemawianie Boga do ojców naszych” (Hbr 1, 1), czy nawet dokonywanie „wielkich dzieł Bożych” Jego „mocną ręką”. To wydarzenie jedyne w historii. Na miarę Boga i Jego Boskiej doskonałości. Św. Jan Damasceński pisał o tym tak: „Będąc doskonałym Bogiem stał się doskonałym człowiekiem i dokonał najnowszej ze wszystkich nowych rzeczy, jedynej pod słońcem”. Oto najradośniejsza rzecz jaką człowiek od chwili stworzenia mógł usłyszeć na ziemi. Właśnie zaczyna się zapowiadana dotychczas historia naszego zbawienia. Anioł ogłasza: „Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś bowiem w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan”.
Mesjasz i Zbawiciel był zapowiadany i oczekiwany od wieków. To jednak, co wydarzyło się w Betlejem tej nocy, o której opowiada św. Łukasz przekroczyło wszelkie oczekiwania i wyobrażenia. Bo przekracza także i dzisiaj naszą zdolność pojmowania niezbadanych zamysłów Bożych, tym bardziej Boskiego działania. Prawda o Bogu, który staje się człowiekiem nie jest na miarę ani naszej wyobraźni ani, tym bardziej, naszego rozumu. Jest natomiast na miarę naszej wiary, nadziei i miłości. Wiemy bowiem, że dzieje się to wszystko z myślą o nas, o człowieku, i jest wyrazem niezmiennej miłości Boga, dzięki której On sam nas stworzył i odkupił. Dlatego nasz udział w tym wydarzeniu jest przez wiarę, nadzieję i miłość. Dokładnie tak samo, jak w tym Bożym zamyśle i dziele uczestniczyli: Abraham, patriarchowie i prorocy, czy wreszcie Maryja i św. Józef.
Co to oznacza dla nas, w naszej codzienności? Co ja mam czynić dzisiaj, aby Boże Narodzenie dotyczyło także mnie, tu i teraz żyjącego i często nie świadomego tej łaski, którą ono objawia. Odpowiedź daje nam św. Paweł w tym jednym zdaniu, które usłyszeliśmy w dzisiejszym czytaniu z listu do Tytusa: „Ukazała się łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom i poucza nas, abyśmy wyrzekłszy się bezbożności i żądz światowych, rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli na tym świecie, oczekując błogosławionej nadziei i objawienia się chwały wielkiego Boga i Zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa, który wydał samego siebie za nas, aby odkupić nas od wszelkiej nieprawości i oczyścić lud wybrany sobie na własność, gorliwy w spełnianiu dobrych uczynków” (Tt 2, 11-14). Św. Paweł przypomina, że zbawienie jest łaską, darem Boga darmo danym, który niesie w sobie także naukę, jak postępować, aby ta łaska stała się także i naszym udziałem. Jak słyszymy, chodzi tu zarówno o „pobożne życie na tym świecie”, jak i o „gorliwość w spełnianiu dobrych uczynków”. A zatem wiara i jej konkretne odbicie w czynach. Oto droga chrześcijańskiego życia. Życia z Bogiem, który po to się narodził, aby być Bogiem z nami – Emmanuelem.
A co na to świat? Co na to człowiek? Czy ma świadomość potrzeby obecności Boga w swoim życiu? Historia świata i historia człowieka pokazuje, że niestety nie zawsze i nie do końca. Najgłębsza refleksja nad niedolą człowieka, na złem, które dotyka świat, to refleksja nad brakiem obecności Boga. Wszystkie opisy ludzkiej niedoli, mimo swej przenikliwości i sugestywności, jeśli nie sięgają tej refleksji, nie dotykają istoty. Chrystus rodzi się, wkracza jako Bóg w nasze życie, aby uleczyć świat i człowieka u podstaw. Uleczyć praprzyczynę każdej niedoli, każdego zła. Dlatego dramat człowieka i świata po narodzeniu Pana Jezusa najmocniej i najtrafniej oddaje św. Jan w Prologu do Ewangelii słowami o Bogu, który „przyszedł do swojej własności a swoi Go nie przyjęli”. To nie tylko dramat człowieka, któremu na świecie jest dobrze i nie odczuwa żadnej potrzeby jakiegokolwiek boga. To także dramat tych, którzy doświadczają niedoli i potrafią ją wyrazić, ale nie chcą otworzyć się na Boga. Wszyscy oni opisani są jako ci, którzy nie rozpoznali światłości, czyli życia – „w Nim Było życie, a życie było światłością ludzi” (J 1, 4) – ponieważ z jakichś powodów umiłowali ciemność.
Prorok Izajasz zapowiadając narodziny Mesjasza mówi o narodzie kroczącym w ciemnościach, „który ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło” (Iz 9, 1). Jest to odpowiedź proroka, czyli mówiącego głosem Boga, na opis niedoli w jaką popadł naród wybrany. Wszystkie refleksje nad przyczyną owej niedoli w ustach proroków mają jeden powód – odstępstwo od Boga i Jego przykazań. Jest to droga stopniowego pogrążania się w ciemnościach, aż do ich umiłowania, jako kresu ludzkiego upadku. Nadzieją pozostanie wówczas jedynie to, czy ujrzy światłość i czy zechce się na nią otworzyć.
Czas jaki przeżywamy obecnie wielu opisuje jako czas niedoli i doświadczeń. Bardzo wielu odczuwa zagubienie i pogrążenie w niepewności. Narastający zamęt i niejasność wpędzają w poczucie ciemności i rodzą tęsknotę za światłem. Jaką drogą należy iść? Czy jest kto powie co czynić, byśmy mu zaufali? Tymczasem: autorytety podważone, prawdy zakwestionowane, Pan Bóg i Jego przykazania odrzucone. Czego się trzymać? W Starym Przymierzu w takich chwilach Bóg dawał światło nadziei, posyłał proroków, przez których wskazywał drogę wyjścia z mroków ciemności.
Mieliśmy i my w naszej historii posłanego przez Boga proroka, który nas wyprowadzał z mroków niedoli w jaką popadliśmy. Pokrzepiał nas i dodawał otuchy, ale i nauczał, a nawet napominał byśmy w nową, gorszą niewolę nie popadli. Zachwyceni wolnością i swobodą, zaspokojeni dostatkiem, nie tylko zapomnieliśmy o tych naukach i napomnieniach ale daliśmy posłuch tym, którzy postanowili zanegować jego prorocki, czyli od Boga pochodzący autorytet. Świat, który odrzucił dekalog i Ewangelię, świętemu wystawia świadectwo moralności, a ci, dla których wyzwaniem jest lektura ze zrozumieniem podstawowych dokumentów pontyfikatu, podejmują się jego oceny. Wszystko, oczywiście, w imię najwyższych wartości, na czele z prawdą. Ale i o tym ów prorok mówił – u nas w Olsztynie: „Słowa mogą czasem wyrażać prawdę w sposób dla niej poniżający. Może zdarzyć się, że człowiek mówi jakąś prawdę po to, żeby uzasadnić swoje kłamstwo. Wielki zamęt wprowadza człowiek w nasz ludzki świat, jeśli prawdę próbuje oddać na służbę kłamstwa. Wielu ludziom trudniej wtedy rozpoznać, że ten świat jest Boży. Prawda zostaje poniżona także wówczas, gdy nie ma w niej miłości do niej samej i do człowieka. (…) Każdy podstęp wobec drugiego człowieka, każda skłonność do używania osoby ludzkiej w charakterze narzędzi, każde używanie słów po to, aby wpływać na innych swoim zagubieniem moralnym i wewnętrznym nieporządkiem – wprowadza w życie społeczne atmosferę kłamstwa. (…) Niewielki będzie pożytek z mówienia i pisania, jeśli słowo będzie używane nie po to, aby szukać prawdy, wyrażać prawdę i dzielić się nią, ale tylko po to, aby zwyciężać w dyskusji i obronić swoje – może właśnie błędne – stanowisko” (Olsztyn, 6.06.1991).
Mimo wszystkich doświadczeń i zagubienia, nie żyjemy dzisiaj w świecie pozbawionym nadziei i dróg wyjścia. Bóg nas nie opuścił, to my odchodzimy od Niego. Szukanie dobrych argumentów, żeby to uzasadnić nic nie wyjaśni i nic nie usprawiedliwi, bo na to nie ma dobrych argumentów, nawet grzeszność Jego sług takich nie stanowi. Uciszenie proroka, to, owszem, sprawdzona metoda na czasowy spokój, ale zawsze zgubna. Dlatego i my wierzący, i pasterze Kościoła, winniśmy się dzisiaj pytać, co Bóg nam chce powiedzieć przez te wszystkie znaki. To czas refleksji dla wszystkich. Droga wyjścia i ratunku, jak zawsze jest ta sama – nawrócić się, czyli poddać się światłu chrystusowej nauki i mocy Jego łaski, bo po to się narodził: „Ukazała się łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom…”
Na ten niewątpliwe niełatwy dla nas i dla świata czas otrzymaliśmy patrona. Papież Franciszek rozeznając obecną sytuację Kościoła i świata wskazuje nam postać św. Józefa: „Celem utrwalenia ufności całego Kościoła w szczególny patronat Opiekuna Jezusa … będzie obchodzony specjalny Rok Świętego Józefa, w którym wszyscy wierni będą mogli na jego wzór wzmacniać codziennie własne życie wiary, w pełni realizując wolę Bożą” (Dekret Penitencjarii Apostolskiej, 8.12.2020). Szczególny rys powołania św. Józefa i jego patronatu, na który zwraca uwagę papież, to ojcostwo. Św. Józef wskazany jest jako: „Ukochany ojciec, ojciec czułości, w posłuszeństwie i w gotowości; ojciec twórczej odwagi, robotnik, zawsze w cieniu” (List Apostolski „Patris corde”, 8.12.2020).
Bez wątpienia potrzebujemy dzisiaj tego ojcowskiego wzoru i ojcowskiej opieki. Już przed laty wskazywał na to, na potrzebę ojcostwa w naszym życiu, Sługa Boży kardynał Stefan Wyszyński. Pisał tak: „To są moje doświadczenia, jako biskupa (…). Bo ludzie (…) Nauczyli mnie być ojcem biskupem. (…) już nikt mnie nie przekona, chociażby dużo mówiło się przeciwko tak zwanemu paternalizmowi. Jeżeli w Kościele nie będzie ojcostwa – to gdzie ono będzie! Dlatego też ani z serca, ani z obyczaju i stylu duszpasterskiego nie pozwolimy wydrzeć sobie naszej postawy ojcowskiej. Inaczej zostaniemy urzędnikami i biurokratami, a tych już w Polsce wystarczy”.
Mamy się zatem czego uczyć i od św. Józefa i od św. Jana Pawła II i od Kardynała Wyszyńskiego, na którego beatyfikację czekamy, i któremu rok 2021 będzie poświęcony. Niech nam ci wielcy Patronowi pomogą z uwagą słuchać Boga i z wiarą i odwagą Mu służyć, jak oni to czynili. Amen.
+ Józef Górzyński
Arcybiskup Metropolita Warmiński